Operacja

Wróciłam do domu, zdążyłam dojść do siebie i  w końcu mogę napisać trochę obszerniej jak przebiegła moja operacja i jak minął mi mój pobyt w szpitalu. Do Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej na oddział ginekologii onkologicznej zgłosiłam się zgodnie z ustaleniami w niedziele 29 kwietnia w godzinach porannych. Zostałam przyjęta  na salę intensywnej opieki, gdzie czekała już na mnie moja współlokatorka – Bardzo miła starsza kobieta, która miała mieć operacje tego sama dnia tyle, że przede mną.Warunki w szpitalu są naprawdę (jak na polskie standardy) niewiarygodne. Łazienki z wbudowanymi otwieranymi krzesełkami pod prysznicem, bardzo wygodne łóżka z regulacją, nowoczesne szafki, piloty do wzywania pielęgniarek oraz włączania lampek przy łóżkach. I co najważniejsze jest bardzo czysto. O opiece już pisałam – pielęgniarki i lekarze są bardzo mili i mają ogromną cierpliwość do pacjentów.

W niedziele był ze mną Eryk, który mnie przywiózł. Później odwiedził mnie nasz przyjaciel Piotrek, który rozkręcił w rozmowach moją współlokatorkę 😉 Około godziny 13 dostałam zupę (naprawdę smaczną), która jak się okazało była moim ostatnim posiłkiem przed operacją. Później pobrano mi krew na badania i przyszła do mnie pani ginekolog, która przyniosła dokumenty do wypełnienia i zbadała mnie jeszcze raz. Dostałam także fortrans do wypicia, po którym mogłam pić tylko wodę max do godz 12 w nocy. Moja współlokatorka kiedy usnęła zaczęła bardzo głośno chrapać, co pozwoliło mi usnąć dopiero koło 1 w nocy. Nad ranem obudził mnie ból pęcherza, który zgłosiłam pielęgniarkom po godz 5. Wykąpałam się – przebrałam w „kitel” operacyjny i pozostało mi czekać na zabieg. Gdy zabrano Panią z łóżka obok na zabieg i zostałam sama, totalnie się rozkleiłam na myśl o wycięciu jajników, a co za tym szło braku możliwości posiadania własnego potomstwa. W wyniku operacji miałam wejść w menopauzę w wieku 27 lat, a za tym wiązała się konieczność przyjmowania hormonów do końca życia. Ponadto czułam obawy, ale że w ten sposób stracę jakąś część swojej kobiecości.

Przyjechał też z ogromnym wsparciem Eryk z samego rana, który był ze mną praktycznie aż do momentu zabrania mnie na salę operacyjną.

W związku z dolegliwościami zgłoszonymi przeze mnie przyszła do mnie lekarka, która na moją prośbę miała porozmawiać z docentem, który miał mnie operować. Miała przekazać, aby w wypadku gdy okaże się, że jest choć część zdrowej tkanki w lewym jajniku, aby ją zostawić.

Przed zabiegiem przyszedł do mnie jeszcze jednak docent, który po telefonicznej rozmowie z moim ginekologiem stwierdził, że ze względu na mój stan zdrowia powinien usunąć wszystko, ale oczywiście jeśli nie wyrażę zgody – nie zrobi nic wbrew mojej woli. W międzyczasie przyszła także ponownie lekarka, która spokojnie ze mną rozmawiała i gdy znowu się rozpłakałam powiedziała, że ona nawet może dać mi swoje komórki jajowe, abym mogła mieć kiedyś dzieci, ale obecnie kazała mi myśleć o ratowaniu życia. Muszę przyznać, że wsparcie i sposób rozmowy podniosły mnie trochę na duchu. Jednak mimo to coś wewnętrznie mówiło mi, że muszę chociaż spróbować zawalczyć o lewy jajnik.  Zdecydowałam się zaryzykować i spróbować uniknąć przedwczesnej menopauzy i faszerowania się hormonami do końca życia. Jednak docent zostawał nieugięty, co poskutkowało tym, że jechałam na zabieg podłamana. Zadzwoniła do mnie jeszcze moja siostra, która była już w drodze i chyba przeżyła najtrudniejszą rozmowę ze mną – płakałam jej do słuchawki, że boję się i, że nie wiem czy dobrze robię. Wiem, że większość z Was stwierdzi, że to nieodpowiedzialne – że wybór powinien być oczywisty, że nie powinnam się wahać. Ale uwierzcie mi, że żadna z kobiet nie przełyka ot tak takiej operacji, szczególnie na chwilę przed pojawia się milion myśli. Żeby bardziej przybliżyć męskiej części grona czytających, to przytoczę przykład docenta  „gdybyście mieli jedno chore jądro to tak na wszelki wypadek wycięlibyście też drugie”. Trochę ciężko co?

Wracając jednak do przebiegu zdarzeń, to w śluzie przed salą operacyjną odebrała mnie pielęgniarka anestezjologiczna pytająca troskliwie dlaczego jestem taka smutna. Wytłumaczyłam jej wszystko w drodze i gdy już się położyłam, podano mi leki, aby unormować moje ciśnienie oraz tętno. Zrobiło mi się błogo, ale nie odpuszczałam – mówiłam pielęgniarce, anestezjolog, instrumentariuszce aby przekonały docenta do nie wycinania wszystkiego. Sala operacyjna zaczynała mi się coraz bardziej podobać, aż przyszedł docent i zapytał o decyzje – na co odrzekłam, że jeśli będzie mógł niech uratuje mi chociaż część jajnika. Docent nagle podał mi formularz i po pierwszej dawce „głupiego jasia” kazał mi pisać „nie zgadzam się na usunięcie z lewej strony przydatków… „. No cóż nie powiem, że nie musiał powtarzać co mam pisać, ale czułam, że wygrałam jakąś małą bitwę.

Po tym podali mi kolejną dawkę leków i nagle w totalnym szczęściu poczułam maskę tlenową i usnęłam. Obudziłam się bardzo obolała w momencie kiedy przy pomocy personelu musiałam przenieść się na swoje łóżko. Przewieziono mnie na salę intensywnej opieki, z tym że na szczęście na drugą część, gdzie miałam nową spokojną sąsiadkę. Tam czekała na mnie już moja siostra, na której widok puściły mi emocje i popłakałam się. Moja kochana siostra od razu powiedziała mi, że już po wszystkim i, że mam pozostawiony jeden jajnik, oraz, że w całej jamie brzusznej nie ma żadnych zmian. Po tej informacji bardzo się ucieszyłam i jak tylko dostałam bardzo silne leki przeciwbólowe usnęłam.

W międzyczasie byli przy mnie na zmianę moja siostra, moja bratowa Agnieszka i Eryk, który był aż do późnego wieczora. Ilekroć budziłam się to na widok Eryka uśmiechałam się i powtarzałam, że będziemy mieli szansę na dzieci. Po czym ponownie usypiałam. Tak minęła pierwsza doba po operacji. Kolejnego dnia rano z pomocą pielęgniarek próbowałam wstać, ale prawie zemdlałam – ból brzucha był bardzo silny i dwa dni braku jedzenia robiły swoje. Koło południa przewieziono mnie na zwykłą salę, gdzie ponownie miałam za sąsiadkę starszą Panią. Przyszedł także lekarz, który mnie operował i zdecydował, że jeśli „uruchomię się” to będę mogła wyjść do domu kolejnego dnia. Nie było mi łatwo, ale przy pomocy pielęgniarek w końcu za trmzeci razem udało mi się pokonać odległość sali, bez zawrotów głowy. Przyznam też, że lekarz żartując, że jestem młoda i leniwa zmotywował mnie do pokonania bólu jaki towarzyszy przy wstawaniu. Ostatniej nocy już nie mogłam spać w szpitalu – bolały mnie bardzo plecy od spania na wznak, ale też nie pomagało chrapanie sąsiadki. Około godziny 9 przyjechał Eryk z domowym kiślem, który był moim pierwszym posiłkiem od trzech dni, a po godzinie 11 po samodzielnym prysznicu i konsultacjach w końcu wyszłam ze szpitala.

Pocięty brzuch w linii prostej od wzgórka łonowego, aż za pępek nie ułatwiał chodzenia, więc spędziłam 3 dni po operacji u mojego brata Andrzeja i jego żony Agnieszki w mieszkaniu na parterze, gdzie otoczono mnie opieką jakiej bym nigdzie indzie nie miała. Przez tydzień miałam zaleconą dietę lekkostrawną, oraz sporą ilość odpoczynku. Wszystko było w porządku, ale w czwartek pod wieczór dostałam tak bolesnego zapalenia pęcherza, że wylądowałam ponownie w Centrum onkologii. Wykonano mi badania, podano i przepisano antybiotyki, i przy okazji tego stwierdzono, że wszystko po operacji jest w jak najlepszym porządku. Gdy Eryk odwiózł mnie do brata usnęłam jak dziecko, a kolejnego dnia chyba w końcu odespałam pobyt w szpitalu. W sobotę w końcu wróciłam do naszego mieszkania, gdyż już poczułam się na tyle dobrze by wejść na drugie piętro. Cały czas muszę się oszczędzać – nie mogę przede wszystkim dźwigać i uprawiać żadnych sportów. W środę byłam na zdjęciu szwów – akurat trafiłam na lekarkę która uczestniczyła w mojej operacji i na mój widok powiedziała z uśmiechem ” pamiętam Panią i muszę powiedzieć, że dobrze, że Pani walczyła o lewy jajnik – widać dane jest Pani potomstwo”. Ponadto rana pooperacyjna zagoiła się wzorowo, a szwy były tak założone, że mam tylko jedną długą kreskę, więc są szansę, że nie będę miała pamiątki po zabiegu. W tą środę jadę do Centrum Onkologii w Warszawie i mam nadzieję, że pewnie po serii badań dostanę kolejną dawkę leków, która dobije nowotwór! Trzymajcie dalej mocno kciuki!